Rozdział III .
Jeremy
bez chwili namysłu skorzystał z zaproszenia i wszedł szybkim
ruchem do domu. Rubi otworzyła usta aby spytać się o powód jego
przyjścia, a on podszedł do niej prędko i obejmując jej twarz
dłonią pocałował ją. Zdziwiona ale tez zachwycona Rubi nie
pozostawała mu dłużna i odwzajemniła namiętny pocałunek
wplatając palce w jego włosy. Czuła jego dłonie na całym ciele,
jakby rozpłynęły się i wylały na nią całą. Dzwonek do drzwi
obudził ją. O jej, włączony telewizor, herbata rozlana po
podłodze a ona spała na kanapie jak w jakimś Disneyu. Ale ten
sen.. miała taki cudny sen. Ding dong – ponowny dźwięk dzwonka
przypomniał jej o gościu. Wstała i owinęła się swetrem Deana, o
którym chłopak ostatnio zapomniał. '' Moja bluza została w
szkole, teraz jest garstka popiołu ''. Ding dong. ''Idę, już idę
do cholery ! '' - Krzyknęła podchodząc do drzwi. Chwyciła za
klamkę i otwierając drzwi zauważyła jego. Chłopak stał bez
słowa i najwyraźniej nie zamierzał nic mówić.
- Wejdź – rzekła Rubi i otworzyła drzwi szerzej odsuwając się. On odważnie i bez wahania podszedł do niej i ja pocałował. Tak jak w śnie, cal do cala jakby wyrwane z jej głowy. A może to nadal sen ? Albo przeżywa dzień świstaka. Po krótkim monologu w jej głowie oderwała się od niego i spoglądając mu w oczy próbowała dojść do siebie. Usiadła na kanapie obok i usłyszała dźwięk. Obudziła się. Prędko usiadła na kanapie i schowała twarz w dłonie. '' Co się ze mną dzieje ? '' - biła się z myślami. Wtem usłyszała pukanie do drzwi. '' O nie, nie dam mu się pocałować ! '' . Schowała się pod koc. Pukanie stawało się coraz bardziej donośne. Wstała i podeszła szybko do drzwi i otwierając je wykrzyknęła '' spadaj ! '' - ale przed drzwiami nie zobaczyła Jeremiego, ani nawet nie Deana czy April. Travis. Patrzył na nią z byka i próbował dojść przyczyny jej zachowania.
- Wejdź – rzekła Rubi i otworzyła drzwi szerzej odsuwając się. On odważnie i bez wahania podszedł do niej i ja pocałował. Tak jak w śnie, cal do cala jakby wyrwane z jej głowy. A może to nadal sen ? Albo przeżywa dzień świstaka. Po krótkim monologu w jej głowie oderwała się od niego i spoglądając mu w oczy próbowała dojść do siebie. Usiadła na kanapie obok i usłyszała dźwięk. Obudziła się. Prędko usiadła na kanapie i schowała twarz w dłonie. '' Co się ze mną dzieje ? '' - biła się z myślami. Wtem usłyszała pukanie do drzwi. '' O nie, nie dam mu się pocałować ! '' . Schowała się pod koc. Pukanie stawało się coraz bardziej donośne. Wstała i podeszła szybko do drzwi i otwierając je wykrzyknęła '' spadaj ! '' - ale przed drzwiami nie zobaczyła Jeremiego, ani nawet nie Deana czy April. Travis. Patrzył na nią z byka i próbował dojść przyczyny jej zachowania.
- Okej
– odwrócił się i zrobił krok przed siebie.- Nie
no, czekaj. Przepraszam, myślałam, że to kto inny – machnęła
ręką obojętnie i weszła do salonu, chłopak zaraz po niej.
Usiadła na fotelu a chłopak na tapczanie po którym walał się
koc. Pod nim mokra plama rozlanej herbaty.
- Wszystko
dobrze ? - Spytał chłopak.
- Jasne,
w jak najlepszym porządku. Po co przyszedłeś ?
- Na
pewno ? - Zignorował jej pytanie stawiając kubek z ziemi na stół.
Rubi przewróciła oczami. - Przyszedłem żeby zobaczyć jak się
czujesz. Nie spodziewałem się, że będziesz sama. Miał Jeremy
przyjść, ale widać jeszcze nie dotarł.
- Miał
przyjść ? Po co , co ci mówił ?
- Nie
ważne, muszę spadać. Tu masz mój numer – podał jej małą
podartą karteczkę z cyframi – jak coś, to dzwoń.
- Może
coś się stało ? Skoro miał przyjść ? - Chwyciła świstek
papieru i wstała.
- Jer
to duży chłopak, da rade. Gdyby się coś działo zadzwoniłby.
Dobra lecę, jak się zjawi daj znać, to zrealizujemy nasz plan.
- Plan
? O co chodzi ? - Odwróciła się aby wyłączyć telewizor a gdy
powróciła do pierwotnej postawy chłopaka już nie było, jakby
się rozpłynął . - Dziwne – powiedziała sama do siebie. Z
bezsilności jaka wtedy ja ogarnęła położyła się ponownie, w
uszy wsadziła słuchawki i zasnęła.
Las,
drzewa powiewają na wietrze jakby ktoś nimi dyrygował. Ciemne
podwórko bez życia, na środku studnia porośnięta pnączem. Z
boku duży dom, wybite okna przyprawiające o ciarki. Drzwi lekko
odchylone, wchodzę do środka. Lustro całe we krwi a na nim napis
'' GO '' . Idę dalej nie zważając na niebezpieczne znaki.
Skrzypiąca podłoga na każdym kroku. Schody, długie kręte schody
w górę, lekko spróchniałe. Naraz słychać donośny krzyk. Jeremy
? Bez względu na wszystko zaczęłam wbiegać po schodach, które
jeden po jednym załamywały się. Przede mną duża dziura za którą
widnieją drzwi frontowe drugiego pietra. Chwyciłam kamyk który
znajdował się pod moimi nogami i rzuciłam w szklane drzwi. Zrobiła
się dość duży otwór. Skaczę. Ledwo udało mi się doskoczyć, a
tym bardziej chwycić się elementu bez szkła. Dała rade, stanęłam
na równych nogach. Rozglądam się a obok mnie mnóstwo trupów.
Ludzie poćwiartowani a niektórzy z dwoma dziurami w szyi. Martwi,
wszyscy martwi. Na końcu salonu lustro. Patrze w nie i widzę
siebie. Zakrwawioną, z nożem w ręce. Instynktownie spojrzałam na
dłoń ale nie miałam w niej żadnej zawartości. Kolejny krzyk,
coraz głośniejszy. Idę w jego stronę. Naraz moim oczom ukazuję
się on, przywiązany do krzesła, z nożami powbijanymi z klatkę
piersiową. '' Jeremy ! '' - krzyczę. Podbiegłam do niego
przeskakując trupy na około niego. Dotknęłam jego policzka i ze
łzami w oczach powtórzyłam jego imię. Naraz jego oczy otworzyły
się, ale nie były to piękne niebieskie oczy, nie jego. Były
czerwone, jakby całe we krwi a naraz chłopak zaczyna krzyczeć
wniebogłosy.
Obudziłam
się cała zdyszana i spocona. Moje serce waliło jak wielki dzwon.
Na dworze jest już ciemno, widać długo pospałam. Gałęzie drzew
uderzały po kolei w okno , które jakimś cudem było otwarte.
Podeszłam szybko i zamknęłam je. Usiadłam na kanapie i ponownie
okryłam się kocem. Co to miał byś za sen ? Jeremiego nie ma, miał
być. Może to proroczy sen .. ha ha dobre, ogar dziewczyno. Takie
coś nie istnieje. Uspokoiłam się lekko. Wzięłam kartkę i ołówek
i zaczęłam rysować dom ze snów. Po co mi to ? Podbiegłam do
zegara aby lepiej ujrzeć godzinę. 23:23, nie jest tak późno. Po
chwili namysłu podbiegłam do szkatułki w której znajdowały się
klucze. Wzięłam ten od samochodu rodziców. Mamy taki jeden grat w
piwnicy. Dobrze, że Clark pozwalał mi czasem prowadzić, daje sama
rade. Ale co ja zrobię ? Mieliście takie uczucie, w sumie ..
przeczucie, że musicie coś zrobić, chociaż było to bezpodstawne
i z pozorów było głupotą ? Tak się czuje. Nie wiem co robić,
sama nic nie zdziałam. Wiem ! Podeszłam szybko do stolika i
przerzuciłam wszystkie czasopisma w poszukiwaniu numerku Travisa.
Zwaliłam wszystko na podłogę i w końcu znalazłam. Wykręciłam
prędko numer chłopaka. Sygnał .. pierwszy , drugi, trzeci.
Odbierz, błagam.
- Halo
?
- Travis,
musisz mi pomóc.
- Co
? W czym ? O ten godzinie ? Jestem zajęty.
- Proszę,
chodzi o Jera. Zaufaj mi..
- Dobra,
co mam robić ?
- Ubierz
się, przyjadę po ciebie.
- Uu,
czyli jednak nie to co myślę, skoro karzesz mi się ubrać. -
zaśmiał się.
- Bardzo
śmieszne.
- Trochę
śmieszne. Dobra, przyjedz na 1948 World Street. Będę czekać. -
Rozłączyłam się i wsiadłam w auto. Odpaliłam silnik i
wyjechałam z garażu. 150, 160, 170, gdyby mnie teraz widzieli
rodzice. Ale dało to coś, bo po paru minutach byłam pod jego
domem. Nie musiałam nawet trąbić, tylko podjechałam a chłopak
wysiadł z auta.
- Co
ty kombinujesz ? - Dopytywał się. Podałam mu kartkę z
namalowanym domem ze snu.
- Poznajesz
? Wiesz gdzie to ? - Chłopak spojrzał na mnie, jakbym urwała się
z jakiegoś horroru. W sumie, to miał trochę racji. Rzucił
papier na tylne siedzenia i pokręcił przecząco głową.
- Po
co ci to ? - Nie wiedziałam co odpowiedzieć, no bo co miałabym
powiedzieć ? A wiesz, przyśnił mi się dom a w nim on i myślę,
że był to sen proroczy ? Po takich schodach kazałby mi zatrzymać
auto i wysiadłby, albo nawet wyskoczył gdybym go nie posłuchała.
Uznałby mnie za wariatkę. O nie, tylko tego mi brakowało.
- Niebiesko-czerwone światło migające na przemian zbliżało
się do nas i najwyraźniej nie miało zamiaru się zatrzymywać.
Bez chwili namysłu nacisnęłam mocniej pedał gazu. Chłopak
patrzył na mnie robiąc coraz to większe oczy. Auto policyjne
uruchomiło syrenę, to już coś poważniejszego.
- Zatrzymaj
się, bo cie zamknął.
- Nie
mam zamiaru ! Pomóż mi lepiej ich zgubić ! - Coraz bardziej
przyśpieszałam, wjeżdżając w różne dziury. Czułam się jak
na karuzeli albo raczej kolejce w domu strachu. Wjeżdżałam w
nieznane mi drogi polne, lecz nie dało ich się zgubić.
- Skręć
tu ! - Powiedział Travis na rozwidleniu dróg. Posłusznie
wjechałam w drogę która mi polecił. Jechałam nie patrząc przed
siebie tylko raczej na lusterko wsteczne. Chyba się udało.
Staliśmy pośrodku jakiegoś lasu, wokół nie było żywej duszy,
tym bardziej pał. Wysiadłam z auta zamykając drzwi auta jak
najciszej się da. Chłopak podszedł do mnie.
- Czyś
ty zgłupiała ? Chcesz nas zabić ? Co ty odwalasz ?! - Nie
odpowiedziałam na to, gdyż zagapiłam się na coś, co stało za
nim. Zrobiłam wielkie oczy, a serce znów przyśpieszyło. Nie
wiedziałam czy się cieszyć, czy bać.
- To
tu.
- Co
?
- To
ten dom, widzisz ? - Z auta wyciągnęłam kartkę z rysunkiem.
- No
dobra i co ?
- Zaufaj
mi, okej ?
- Zaufaj
? Przed chwilą ledwo zgubiliśmy policję, prawie nas .. a zresztą.
- Machnął ręką widząc moją ignorancję i poszedł za mną.
- Ten sam dom, ta sama studnia, te same drzwi. Wiedziałam.
Wkroczyłam na posesje i zaczęłam się rozglądać.
- Chodź,
okej ? - Chłopak podszedł do mnie i popatrzył pytająco.
- Co
my tu robimy ?
- Cii
. Chodź – o mało trzęsąc się ze strachu popchnęłam drzwi
wejściowe, które zaraz runęły prosto na ziemie. Odskoczyłam
lekko wpadając na Travisa. - On tu jest, czuje go. - Weszliśmy
powoli do środka. Tak jak w moim śnie, wszystko było stare,
brudne i straszne. Zrobiłam krok do góry, lecz chłopak podszedł
do mnie i szarpiąc mnie za ramie zdjął ze schodów. Naraz naszych
uszu doszedł wrzask.
- Jesteś
chora ? - Zignorowałam jego ironię. Chciałam ponownie wejść na
schody lecz on zrobił to pierwszy. Zdecydowanie szedł na górę.
- Uważaj
na siebie – szłam za nim ostrożnie. Między drzwiami górnymi a
schodami był dwu metrowy odstęp. Travis zwinnie doskoczył do góry
i wyważył jednym ruchem drzwi.
- Zostań
tu – wydał mi rozkaz, ale nie przywykłam do tego, aby chłopak
mi wydawał polecenia. Skoczyłam przed siebie i prawie spadłam.
Jedną ręka chwyciłam się ziemi a drugą ściany, natomiast nogi
zwisały mi bezwładnie. Poczułam uścisk na mojej ręce który
podnosił mnie do góry. Jedna ręką wciągnął mnie na górę.
Rozejrzałam się wokoło i pisnęłam. Tak jak podejrzewałam,
trupy, trupy i jeszcze raz trupy. Jednak był to inny widok niż w
śnie. Gorszy, zdecydowanie gorszy. Tyle krwi nie widziałam jeszcze
nigdy. Do tego ten smród. Cofnęłam się do tyłu oddychając
głęboko, nie wiedziałam co robić, nie byłam sobą. Potknęłam
się o mojego towarzysza i prawie upadlam, gdyby nie jego zwinność
i szybkość. Objął mnie w pasie i postawił na nogi. Widać było,
że się martwi. W moich oczach zapewne zauważył przeraźliwy
strach. Lecz on .. milczał. Nie mówił nic, tylko patrzył.
- Travis,
przepraszam, że cię tu przywlokłam, ja.. - Do moich oczu
napłynęły łzy.
- Hej,
hej. Przeprosisz, jak już z ta wyjdziemy – delikatnie przyciągnął
mnie do siebie i przytulił czule. - Będzie dobrze.. gdzie on jest
? - Pokazałam palcem pokój ze snu. - Poczekaj tu, dobrze ? -
Kiwnęłam głową. On wszedł do pokoju i zniknął w ciemności.
Naraz
usłyszałam krzyk, ale nie był to krzyk ani Travisa, ani Jeremiego.
Instynktownie weszłam do pokoju i zauważyłam Jera przywiązanego
do krzesła i Travisa. Ale on.. leżał i miał nóż wbity w klatkę.
Przysłoniłam twarz dłońmi. Co teraz ? Naraz chłopak wstał. Ten,
który przed chwilą leżał podobno martwy, wstał i jednym ruchem
wyciągnął ze swoich pleców sztylet. Cofałam się co chwila, lecz
on nie widział mnie. Zaczęli się bić. Travis mocno i szybko
zadawał ciosy starszemu oprawcy. No właśnie. Straszy facet, cały
we krwi. Dlaczego .. czemu zabija ? Skąd ma tyle siły ? On
dorównywał Travisowi. Zadawali sobie ciosy an przemian. Chłopak
uderzył tak mocno, że starszy mężczyzna przeleciał w powietrzu
parę metrów i obił się o ścianę. Ale nic, wstał i zmierza w
jego kierunku. Uderzył go w twarz, że aż się przewrócił. Travis
wstał i szybkim ruchem wbił sztylet w mężczyznę. Ten osunął
się na ziemie. Korzystając z okazji odwiązał słabego Jeremiego i
ruszył z nim w moją stronę. Chciałam się ruszyć, cofnąć, lecz
nie potrafiłam. Nogi. Jakby były z kamienia, albo przyklejone.
Chłopcy podeszli do mnie a ja przytuliłam mocno Jeremiego, nie
mogłam się powstrzymać. Wiem, nie miejsce i czas, ale .. nie
mogłam zrobić nic innego. Podeszliśmy do schodów, a Travis
zeskoczył z nich zwinne i zostawił przyjaciela na dole. Wskoczył
ponownie po mnie, i zrobił to samo. Jak to możliwe ? Skacze i
wskakuje na wysokie miejsca, miał nóż wbity w klatkę piersiową,
ale bez żadnych problemów daje rade. Po chwili byliśmy już w
aucie. Wsadziliśmy Jeremiego na tylne siedzenia , zapięliśmy
delikatnie. Nie byłam w stanie prowadzić, więc chłopak rozumiejąc
mnie widocznie bez słów, wsiadł na miejsce kierowcy. Odpalił
silnik i ruszyliśmy. Po paru minutach byliśmy pod moim domem.
Pobiegłam jako pierwsza i otworzyłam drzwi. Wróciłam pomóc z
tylnym pasażerem, ale nie była potrzebna moja pomoc. Chłopak
wprowadził go do domu i położył na kanapie. Pobiegłam do kuchni
po gorąca wodę i ścierkę. Przyniosłam to do salonu i zdjęłam
delikatnie koszule z leżącego chłopaka. Namoczyłam lekko materiał
i przyłożyłam kawałek po kawałku do ciała chłopaka, zmywając
krew i ocierając rany. Gdy skończyłam z jednym, podeszłam do
drugiego chłopaka.
- Pokaż
się, dobrze . - Osunęłam z niego koszulę, lecz ten momentalnie
ją założył z powrotem.
- Dam
rade . - Powiedział – skąd wiedziałaś ?
- To..
zabrzmi dziwnie, ale .. miałam sen.
- Sen
?
- Tak,
przyśniło mi się to i po prostu .. skojarzyłam fakty.
- Dobra.
Wracaj do niego, zajmij się. On tego teraz potrzebuje.
- Co
z nim się stało ? Czemu on ? Co to było ? Ja.. nie wiele
rozumiem.
- Dowiesz
się w swoim czasie. - Odwrócił się – wiesz .. - spojrzał znów
na mnie – byłaś bardzo dzielna. Możesz być z siebie dumna,
uratowałaś go.
- Dziękuję.
Za pomoc, bez ciebie, pewnie sama byłabym jednym z tych trupów. -
Chłopak bez słowa podszedł i pocałował mnie w czoło delikatnie, po czym zniknął. Wróciłam do Jeremiego. Usiadłam
przy nim i patrzyłam. Patrzyłam próbując cokolwiek zrozumieć,
ale to nic nie dało.
- Rubi..
- odezwał się. Coś jakby mnie natknęło. - Przepraszam, nie
chciałem, żebyś przez to przechodziła, ja ..
- Cii
– przytknęłam palec do jego ust. Przybliżyłam się do niego i
delikatnie musnęłam jego usta – dobrze, że jesteś –
położyłam się obok niego i wtuliłam w jego ramie...